"Życie to krótki sen, którego sentymentalnie ja się nie wstydzę..." //z piosenki Stanisława Sojki//
Rodopy to piąty pod względem wysokości łańcuch górski Bułgarii (po Rile, Piryniu, Bałkanie Środkowym i Witosza). Rodopy za to zajmują znaczny obszar o długości ok. 200 km i szerokości ok. 100 km. Łączna powierzchnia to 14 737 km2, z czego ok. 12 200 km2 leży po stronie bułgarskiej, a reszta należy do Grecji. Rodopy są podzielone na część zachodnią - wyższą (uwzględnioną w opisie) i wschodnią. Najwyższy szczyt Rodopów - Goliam Perelik (2191 m. n.p.m.) znajduje się w części zachodniej. Obecnie szczyt ten jest niedostępny dla turystów, gdyż znajduje się tam baza wojskowa. Rodopy generalnie są zalesione (do wysokości ok. 1700 - 1800 m.n.p.m.). Góry te są dosyć łatwe w partiach szczytowych, ale panujące tu warunki klimatyczne mogą okazać się ciężkimi. Z jednej strony Rodopy są najgęściej zaludnionymi górami Bułgarii, z drugiej strony wsie i miasteczka są skupione u podnóży w dolinach i kotlinach. Na większych wysokościach panuje tu "święty spokój"; czasem nawet idąc szlakiem można nikogo nie spotkać przez cały dzień. Do tego trzeba pamiętać, że jest to teren dosyć suchy - zatem warto mieć ze sobą zapas napojów. Osobliwością są też szlaki podejściowe, (bądź odwrotnie – zejściowe), poprowadzone na łubudu przez piarżysty las, bądź pole z kłującą roślinnością, na różnicy wysokości do 1000 m.n.p.m.! Zdarza się też, że szlak prowadzi przez czyjeś prywatne podwórko - mieszkańcy nie robią z tego żadnych problemów, ale w takich warunkach nietrudno pobłądzić. Dosyć kiepska jest też komunikacja busowo - autobusowa, zwłaszcza poza popularnymi miejscowościami.
Proponowana trasa 3 dniowa:
1. dzień: od monasteru Baczkowskiego do schroniska Smolianski Ezera
całkowity czas przejścia, a właściwie przejazdów: 2 godz.
stopień trudności: bardzo łatwy
Tak się złożyło, że spaliśmy w Baczkowie - 10 km od Asenowgradu, więc postanowiliśmy zwiedzić drugi pod względem wielkości i znaczenia klasztor Bułgarii - Monaster Baczkowski. Został założony w 1083 r. przez Grigorja Bukarini (z pomocą brata - Abasija) - bizantyjskiego dowódcę pochodzenia gruzińskiego. Od drogi do klasztoru idziemy brukowaną drogą, wzdłuż której roi się od handlarzy. Na głównym dziedzińcu znajduje się główna - trzynawowa cerkiew Bogurodzicy. Klasztor można zwiedzać codziennie od 6:00 do 22:00. Ochroniarze nie pozwalają robić zdjęć - nawet na zewnątrz (my i tak zrobiliśmy :) ). Co ciekawe jedyną ocalałą częścią z XI-wiecznego klasztoru jest Ossuarium (zamknięte dla zwiedzających), znajdujące się powyżej współczesnego Monasteru. Jednakże, ze względu na wszechpanującą komercję nie czuje się "ducha" ani świętości tego miejsca.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Po odwiedzeniu monasteru zjedliśmy obiad i wypytaliśmy o autobus do Pamporowa.
Okazało się, że autobusy przejeżdżają dosyć często, ale bułgarskim zwyczajem
należy stać na drodze(dosłownie, oczywiście nie ma przystanku i trzeba dopytać
miejscowych gdzie dokładnie stać), wypatrywać autobusu i zamachać aby się
zatrzymał. Z Baczkowa do Pamporowa jest ok. 60 km, autobus jedzie prawie
2 godz.
Pamporowo to znany ośrodek narciarski i wypoczynkowy.
Jest położony w otoczeniu świerkowego lasu oraz dosyć wysokich szczytów,
najwyższy z nich to Śnieżanka 1926 m.n.p.m. .
Mnie się tu niespecjalnie spodobało, ze względu na duże hoteliska i sporo nie dokończonych
inwestycji. Dodatkowo latem jest tu dosyć pusto więc betonowe budowle w połączeniu
ze skwarem oraz brakiem ludzi sprawiają przygnębiające wrażenie.
Inna sprawa, że nie mieliśmy czasu na zwiedzanie zakamarków Pamporowa.
Podobno zimą jest to świetny ośrodek narciarski, sama Śnieżanka to 34 km tras biegowych.
Do naszego schroniska Smolianski Ezera możemy dotrzeć na kilka różnych sposobów:
2. dzień: Smoliański Ezera - schronisko Perelik
całkowity czas przejścia: ok. 6 - 7 godz.
stopień trudności: dość łatwy ( ale to zależy od przyjęcia wariantów, jednak zagłębianie się w tym miejscu w trudne i słabo oznakowane podejścia leśno – skalne, może plecakowcom dać się mocno we znaki).
Od schroniska Smolianski Ezera idziemy szlakiem żółtym, znajdziemy go od frontu budynku, nieco w prawo.
Po jakiejś pół godz. dochodzimy do drogi asfaltowej, powinniśmy ją przejść i wejść na szlak niebieski.
Jednak, ze względu na fatalne znakowanie nam się ta sztuka nie udała. Wyszliśmy na drogę daleko
za szlakiem niebieskim (późniejsza analiza mapy), zatrzymaliśmy jakiś samochód aby zapytać
w którą stronę iść. Okazało się, że należy iść kawałeczek w kierunku Stoikite, a następnie w lewo.
Tu mała porada: jeśli jesteśmy na nieznanym terenie, jeśli już pobłądzimy, naprawdę najlepiej
zapytać miejscowych o drogę.
Tak więc zamiast iść szlakiem przez las, my dreptaliśmy ponad godzinę
drogą asfaltową. Upał był niemiłosierny.
Dobrze, że w Bułgarii dosyć często spotyka się
przy trasach takie ustrojstwa gromadzące wodę - kranik albo kawałek rurki, z której
cały czas cieknie woda. W taki sposób dotarliśmy do przełęczy Prevala. Znajduje się tu
kapliczka, wiata oraz nieczynna budowla przypominająca komunistyczny hotel.
Z przełęczy należy iść drogą w lewo, obok kapliczki - stąd do schroniska Perelik
jest ok. 7 - 8 km, początkowo drogą asfaltową, a następnie szutrem.
Podany czas trasy, czyli ok. 6 godz. zakłada wariant szlakowy, czyli: żółty, niebieski, droga szutrowa.
Nam, w sumie przeze mnie, od przełęczy trochę się pokomplikowało, a było to tak:
Nałogowo palę papierosy, no i zaczęły mi się kończyć.
W bułgarskich schroniskach papierosy
trudno zastać, więc z przełęczy wypatrzyliśmy w dole miejscowość, jak się
później okazało
Stoikite. Więc ustaliliśmy, że Tomek poczeka na mnie w wiacie a ja skoczę na dół po
odpowiedni zakup. Jednak skoczę to dużo powiedziane, bo zajęłoby to minimum ze trzy godz.
w dwie strony, więc schodząc machałam na stopa. Szybko złapałam uprzejmego Bułgara, który podwiózł
mnie na dół do sklepu.
Zakupiłam co trzeba, wracam i macham. Znowuż, prawie od razu zatrzymał
mi się uprzejmy Bułgar, dojeżdżamy do przełęczy, a kierowca skręca w kierunku schroniska.
Ja mu mówię, że muszę tu wysiąść, bo czeka na mnie przyjaciel i plecak, a kierowca, że
mam wołać Tomka i ładować plecaki do auta. Swoją drogą dogadywaliśmy się mieszanką
rosyjsko niemiecko bułgarską.
W ten oto sposób dotarliśmy pod samą bramę
schroniska autostopem. Mało tego kierowca absolutnie nie chciał żadnej rekompensaty,
mimo, że specjalnie nas podwiózł. Suma summarum, nasza trasa zajęła nam jakieś 4 godz.
Schronisko Perelik przypomina nieco Chatkę Puchatka na Połoninie Wetlińskiej.
Jest tu mało miejsc noclegowych, z tego co pamiętam 15 lub 20, generalnie na salach
zbiorowych.
Ale można też rozbić namiot, miejsca jest dosyć sporo. Warunki harcerskie, mycie ze szlaufra,
co latem przy słonecznej pogodzie jest całkiem przyjemne. My spaliśmy w namiocie, ponieważ
poznana w Smolianskich Ezerach grupa Bułgarów również tu przyszła i zajęła wszystkie
miejsca.
Inna sprawa, że przez kilka wspólnie spędzonych wieczorów zaprzyjaźniliśmy się z tymi ludźmi.
3. dzień: schronisko Perelik - szczyt Perelik ( 2190 m.n.p.m.- sam szczyt niedostępny) - szczyt Orfei (2188 m. n.p.m.) - schronisko Ledenitsata (1645 m.n.p.m.)
całkowity czas przejścia: ok. 4,30 - 5,30 godz.
stopień trudności: średni
Cała trasa, od schroniska Perelik wiedzie szlakiem czerwonym, będącym częścią
europejskiego szlaku E-8. Tak więc zaczynamy od schroniska, właściwie można iść kawałek drogą szutrową,
ale lepiej chyba zapytać o szlak i iść szlakiem aby później się przypadkiem nie pogubić.
No więc idziemy kilka minut szlakiem czerwonym i dochodzimy do miejsca gdzie znajduje się:
pomnik ku pamięci bułgarskich sierżantów: Semerdżiew i Szarkow, źródełko i wiata.
Znajdziemy tu kierunkowskaz na Ledenitsatą, musimy iść mniej więcej prosto przed siebie.
Następnie trzeba się przyglądać znakom szlaku czerwonego - tyczki albo znaczki na
drzewach i kamieniach.
Stąd mamy ponad godzinę podejścia pod Goliama Perelika - najwyższy szczyt Rodopów - 2190 m.n.p.m. .
Na sam szczyt niestety nie wolno wejść gdyż znajduje się tam baza wojskowa,
znajomi Bułgarzy poinformowali nas, że jest potrzebne specjalne zezwolenie na wejście.
Natomiast budynki bazy są widoczne ze szlaku.
Teraz czeka na około dwóch, trzech
godzin (zależy ile czasu spędzimy na podziwianiu widoków i penetracji terenu) wędrówki pięknym
górskim płaskowyżem. Poruszamy sie prawie przy samej granicy z Grecją, pasma gór, które
widzimy po lewej stronie to już obszar Grecji. Ze względu na otwarty teren, w kilku momentach można
kawałek zboczyć z trasy i podejść do widocznych skałek - oczywiście trzeba się
pilnować aby nie pobłądzić,
ale gdy nie ma mgły trasa jest dość dobrze widoczna. Dzięki takiemu "zboczeniu" dotarliśmy na szczyt Orfei
2188 m.n.p.m. (tylko 2 metry niższy od najwyższego Goliama Perelika), zwany też Karlaka.
Spotkaliśmy się też z nazwami: Shirokolushki Snezhnik, Goliam Snieżnik i bądź tu mądry...
Jest to jedno z łagodnych wzniesień po prawej stronie kilkadziesiąt metrów od szlaku. Jak już pisałam,
po ok. 2 - 3 godz. powinniśmy zobaczyć po prawej stronie, jakieś 500 metrów od szlaku kapliczkę. Jest to kapliczka św. Piotra,
natomiast nie mieliśmy już czasu aby podejść bliżej. Od tego miejsca do schroniska mamy niecałą
godzinę marszu. Zagłębiamy się w las, ścieżka jest momentami dość karkołomna.
W końcu między drzewami prześwituje duża polana, kilka szutrowych dróżek oraz nasze schronisko.
Przez całą trasę nie spotkaliśmy żywego ducha, nie licząc stada półdzikich koni.
Po dojściu do schroniska zastaliśmy taki obrazek: wszystko pootwierane, nikogo nie ma,
a na parapecie, po zewnętrznej stronie stoi radio i gra muzyczka.
Zaczęliśmy się rozglądać i okazało sie, że gospodarz robi wylewki z boku schroniska przy
tzw. bani, tj. budynku z prysznicami. Gazda okazał sie bardzo miłym człowiekiem. Mimo
choroby
(reumatyzm) był bardzo pracowity (napalił nam nawet w piecu na ciepłą wodę) oraz ufny.
W dzisiejszych czasach rzadko się spotyka, że w kilkadziesiąt osobowym schronisku mogliśmy robić
co chcemy. Dosłownie.
Gospodarz kazał nam sobie wybrać pokój jaki chcemy i korzystać z zasobów
schroniska (czyli prowiant i napoje - czytaj piwo :) ) do woli, rozliczyć mieliśmy się rano.
Oczywiście zliczyliśmy co zjedliśmy i wypiliśmy (po prawdzie to tylko wypiliśmy, bo prowiant mieliśmy
własny) i uczciwie zapłaciliśmy.
4. dzień: schronisko Ledenitsata (1645 m.n.p.m.) - zejście do Shiroka Laka (ok. 1000 - 1100 m.n.p.m) i Devin
całkowity czas przejścia: nam zajęło 6 godz., chociaż z mapy wynikałoby dużo krócej, ale o przygodach po drodze poniżej
stopień trudności: średni
Szlakowanie jest delikatnie ujmując o dupę roztrzaść. Kolory w terenie kompletnie nie zgadzają sie z kolorami na mapie. Swoją drogą mapa, którą mamy: Rodopy Zachodnie wyd. Domino dla turysty pieszego się nie nadaje. Z drugiej strony innych map najwyraźniej wogóle nie ma, więc dobra i taka. Patrzyłam też na stronach bułgarskich na kolory szlaków, np. strona: www.rhodope.net, i też kolory zupełnie nie zgadzają się z rzeczywistością. To co opisujemy, jest obrazem tego co widzieliśmy po drodze i nie zgadza się z mapą.
Od schroniska idziemy szlakiem niby niebieskim (ale jakoś w praktyce wygląda
na zielony), w dół a potem lekko w lewo.
Na budynku schroniska jest strzałka na Shiroką Lakę.
W razie wątpliwości najlepiej zapytać gospodarza. Trasa prowadzi szerokim traktem i od czasu do czasu
spotykamy znak szlaku na drzewach.
Po godzinie dochodzimy do murowanej wiaty. Obok jest źródełko więc można chwilkę odpocząć.
Ruszamy dalej za zielonymi znakami, po chwili po prawej stronie ujrzymy pojedyncze zabudowania, których
zaczyna przybywać, a po ok. pół godziny dojdziemy do kierunkowskazu do ruin wczesnobizantyjskiej
bazyliki z 5 - 6 wieku. Jest to ok. 100 metrów od szlaku, w siole Gela. Kawałek dalej za
ruinami bazyliki, lekko w dół, ujrzymy małą cerkiewkę.
Przyglądając się
niby mapce i na bazie własnych doświadczeń, sugerowałabym podejść do zabudowań i zapytać, którą
dróżką najwygodniej zejść do Shirokiej Laki.
Dróżek jest kilka, widać je z góry.
No ale wracając do naszej trasy - po zwiedzeniu ruin cofamy się do szlaku.
Idziemy dalej szlakiem, po drodze mijając kolejne źródełko i mniej więcej w tym miejscu
uwaga ! Szlak prowadzi wąską, praktycznie nie wydeptaną ścieżyną ścieżyną między drzewami,
lekko w prawo od duktu, więc nie trzymajmy się
lewej strony (my "ścieżynkę" przegapiliśmy, co kosztowało nas dodatkowe 3 godz. w ogromnym
upale). Wędrujemy coś około godziny (po drodze trzeba pilnować zielnych znaków) i docieramy
do cerkwi.
Tu jakimś sposobem szlak zmienia kolor na żółty, no ale nic idziemy dalej
pilnując tym razem szlaku żółtego. Dochodzimy do kilku zabudowań (jest tu również źródełko) i szlak się urywa.
Idziemy kawałek dróżką między zabudowaniami, a szlaku ni widu ni słychu. No więc trzeba się było cofnąć.
Przy jednym z domków dojrzeliśmy wypoczywającego na ławeczce dziadka.
Podeszłam zapytać o nasz szlak.
I co się okazało ... Należy wejść na czyjeś podwórko, dojść do ogrodzenia, wyjąć z płotu trzy
żerdki i przejść na druga stronę. Faktycznie tam szlak już był, tylko że nie
wpadlibyśmy na to, że pokonując szlak trzeba komuś zdemontować kawałek ogrodzenia....
Dalej schodzimy łąką, o dużym kącie nachylenia, aby po paru minutach wejść w las.
I znowu szlak się urywa ... Ale w dole widzimy wijącą się drogę, więc wiadomo, że
jakoś trzeba tam dotrzeć. Pomału schodzimy leśnym, bardzo urwistym zboczem, i niespodzianka...
Znowu pojawia się szlak, tym razem niebieski.
Chociaż szczerze powiedziawszy,
szlaku, w rozumieniu ścieżyna dla turysty, to tam nie było. Przeprawa od momentu pokonania
płotu, do dojścia do drogi zajęłam nam ponad godzinę. Drogą asfaltową idziemy po prostu w dół.
Za jakieś pół godziny jesteśmy w centrum Shirokiej Luki.
Z Shirokiej Luki mieliśmy kłopot z wydostaniem się. Ostatni bus w kierunku Dewina odjeżdża przed 16:00,
a my byliśmy około 17:00. W ogóle, to mieszkańcy byli bardzo kiepsko zorientowani w komunikacji
publicznej, a rozkładów jazdy ma sie rozumieć, jak to na Bałkanach, nie było.
W końcu, po jakichś dwóch godzinach machania na stopa udało nam się złapać
taksówkę i w Dewinie (z Shirokiej Laki jest 20 km) byliśmy ok. 19:30.
Następnie mieliśmy w planach odwiedzić wąwóz Trigrad (ok. 25 km od Dewina) i
uderzyć w stronę Goce Dełczew, Dobriniszte w Piryniu.
Wypławić się w wodach termalnych, machnąć któryś ze szczytów Pirynia bądź Riły, a na koniec
odwiedzić góry Witosza. Jednakże sprawy osobiste pokrzyżowały te plany i z Dewina
musieliśmy wracać następnego dnia do Polski.
Galeria zdjęć Rodopy Zachodnie
(kliknij na poniższe zdjęcia aby przejść do galerii)
Baczkowo - Monaster Baczkowski - Pamporowo - schronisko Smolianski Ezera - szczyt
(na szczycie wieża telewizyjna) Śnieżanka 1926 m.n.p.m.- przełęczy Prevala - schronisko Perelik
schronisko Perelik - szczyt Perelik ( 2190 m.n.p.m.- sam szczyt niedostępny) - szczyt Orfei (2188 m. n.p.m.)
- schronisko Ledenitsata (1645 m.n.p.m.) - ruiny bazyliki wczesno bizantyjskiej - zejście do Shiroka Laka (ok. 1000 - 1100 m.n.p.m)
- Devin i wyjazd z Dewina w kierunku Plowdiw
Dojazd:
Połączenie z Polski do Sofii zostało opisane przy paśmie Riła - info praktyczne, oraz uzupełnione przy paśmie Centralny Bałkan - info praktyczne. My przemieszczaliśmy się w Rodopy od Karlowa w Starej Płaninie. Tak więc nasze połączenie wyglądało następująco: Karlowo - Plovdiw - Aszenowgrad (pociąg); Aszenowgrad - Baczkowo (ok. 10 km - taxi, ale są też busy); Baczkowo - Pamporowo (autobus).
Dalej górami (od Pamporowa podjechaliśmy jeszcze do schroniska Smolianski Ezera - nie szliśmy piechotą ze względu
na zbyt późną porę) od Smolianskich Ezer, przez schronisko Perelik, najwyższy szczyt Rodopów - Perelik 2190 m.n.p.m.,
schronisko Ledenitsata do miejscowości Shiroka Laka, a z stamtąd taxi do Dewina (ostatni bus nam zwiał).
Z Dewina autobus do Płowdiw - o godz. 13:00. Z Płowdiw pociąg na Sofię i z Sofii coś ok. 19:00-21:00 (nie pamiętam dokładnie)
nasz ukochany pociąg
bonanza do Belgradu. Odnośnie tego ostatniego warto napisać kilka słów. Po pierwsze, to na peronie
było tyle ludzi, że ledwo się zmieściliśmy. Międzynarodowy pociąg ma skład całe dwa wagony.
Podróżują generalnie Serbowie i trochę Bułgarów. W pociągu rzecz jasna niesamowity ścisk, ale nie w tym rzecz.
Mianowicie większość podróżujących to przemytnicy. Nie wiem co oni szmuglują,
ale często jest to coś pochowane w niewielkich kwadratowych wiaderkach. Zabawne
jest to, że w wielkiej Unii wszyscy są w zmowie: celnicy sprawdzają tak, aby nic
nie widzieć, konduktorów w ogóle nic nie interesuje.
A do tej szopki dochodzi komunistyczna procedura sprawdzania paszportów, a wygląda to
tak: po bułgarskiej stronie konduktor zbiera paszporty od wszystkich podróżujących i wrzuca
do czarnego wora (takiego na śmieci), wychodzi na zewnątrz do budy, sprawdza i po ok. dwóch godzinach wraca i oddaje.
W sumie to mam wątpliwości co do legalności takiego procederu...
Jakimś cudem pociąg powrotny spóźnił sie tylko pół godz., więc zdążyliśmy na poranny pociąg do Budapesztu.
Z Budapesztu pojechaliśmy na Miszkolc, jako, że było dogodne połączenie, a Miszkolc to już przy granicy
ze Słowacją. No i spotkała nas niespodzianka, mimo, że między Miszkolcem a Koszycami jest ok. 80 km,
połączenie jest bardzo kiepskie: autobusów bezpośrednich nie ma wcale, a pociągi tylko dwa dziennie.
Tak więc czekaliśmy na wieczorny pociąg do Koszyc(oczywiście wszystko w ramach naszego biletu CityStar).
W Koszycach byliśmy ok. 21.30, na szczęście w pociągu zasięgnęliśmy języka, i powiedziano
nam o całkiem przyzwoitym noclegu w Koszycach zaraz przy dworcu autobusowym, w domu
kolejarza. Następnego dnia rano o 8:00 mieliśmy pociąg do Ziliny, a potem już wiadomo: Skalite, Zwardoń.
Nocleg:
W Rodopach Zachodnich z jednej strony jest dosyć dużo schronisk, a z drugiej strony
brak konkretnej bazy wypadowej, z której bez samochodu można by było udawać się w góry i wracać
(mam na myśli konkretne szczyty i grań, bo oczywiście zawsze można spacerować).
Zresztą i samochód w niektórych miejscach dużo nie pomoże, chyba, że terenówka ze
względu na dużą ilość dróżek szutrowych.
Przewodniki często polecają
Aszenowgrad jako punkt wypadowy i noclegowy, ale dla chętnych na wędrówkę po najwyższej części
Rodopów zdecydowanie odradzamy, gdyż odległość wynosi około 70 km.
Jeśli nie chcemy przemieszczać się z plecakami od schroniska do schroniska, to w ramach
opisywanego terenu można poszukać noclegu w miejscowościach: Shiroka Laka, Pamporovo,
Smolian oraz w wiskach Stoikite i Mugla.
Przyjemnym miasteczkiem jest też Dewin, ale odległość jest już nieco większa, ponad 20 km.
My znaleźliśmy bardzo przyjemny nocleg w Dewinie, za przyzwoitą cenę - ok. 35 zł osoba.