"Życie to krótki sen, którego sentymentalnie ja się nie wstydzę..." //z piosenki Stanisława Sojki//
Centralny Bałkan to nazwa Parku Narodowego, położonego w trzecim co do wysokości (po Rile i Piryniu) łańcuchu górskim Bułgarii - Stara Płanina. Stara Płanina, nazywana zamiennie Bałkanem, jest najdłuższym pasmem górskim w Bułgarii. Ciągnie się przez ok. 550 km od Serbii aż po aż po północnowschodnie obszary kraju. Przewodniki dzielą ją na trzy części: Bałkan Zachodni, Bałkan Środkowy (my od nazwy Parku Narodowego będziemy używać określenia Bałkan Centralny) oraz Bałkan Wschodni. Opisy trasy oraz fotografie dotyczą tylko Bałkanu Centralnego. Na obszarze Bałkany Centralnego znajdują się 34 schroniska (jednakże trzeba uważać, ponieważ niektóre ze schronisk są nieczynne, o czym można się dowiedzieć w zasadzie dopiero na miejscu; większość z nich działa od maja do końca września), 10 schronów (zasłonów) oraz sporo szlaków turystycznych. Osobną kwestią jest znakowanie, w wielu miejscach niestety fatalne, w dodatku wiele tras jest pozarastanych, bądź też poprowadzonych "na łeb na szyję". W ogóle na Bałkanach trasy podejściowe do grani są kompletnie zaniedbane, można na nich stracić multum czasu i nerwów… Jednakże nie ma co się martwić, gdyż nie są to góry nieprzyjazne, a na szczytach często pasą się owce, krowy i konie. Te ostatnie także w stanie półdzikim. Strona internetowa Parku Narodowego Centralny Bałkan (również w wersji angielskiej): Централен Балкан.
Proponowana trasa 3 dniowa:
1. dzień: Sopot - wyciąg krzesełkowy - schronisko Niezabrawka (w lipcu 2012 nieczynne) - schronisko Dobrila - szczyt (na szczycie schron) Levski (zwany też Ambaritsa)
całkowity czas przejścia: 2,30 godz. (jeśli od Sopotu wjedziemy wyciągiem - co się naprawdę opłaca; dojście z dołu zajmuje dodatkowo 2,30 godz., i jest w upały bardzo żmudne i niezbyt ciekawe)
stopień trudności: dość łatwy
W Sopocie najlepiej zapytać jak dojść do stacji kolejki krzesełkowej. Orientacyjnie podaję, że trzeba się kierować na północ, w kierunku Monasteru Свети Спас (Święty Zbawiciel) z XVI w. Od Monasteru już widać stację wyciągu, znajduje się tam też bufet z możliwością zakupu map. Prawie zaraz przy stacji jest dość rozległe pole i potok - Rzeka Monasterska, więc można rozbić namiot (jak też uczyniliśmy, ponieważ na miejscu byliśmy dosyć późno). Wyciągiem wjeżdżamy na górę, na oko, na jakieś 1600 m.n.p.m. - w dole pod nami wije się żółty szlak. Dodajmy, iż nasz wjazd został uatrakcyjniony przez paralotniarzy, którzy zjechali tutaj na Puchar Europy. Od górnej stacji kierujemy się szlakiem żółtym, po niecałej godzinie dochodzimy do nieczynnego schroniska "Nezabrawka" (Niezapominajka). Jako że, w nieczynnym schronisku nie ma za bardzo czego szukać, idziemy dalej szlakiem żółtym przez kolejną godzinę. Docieramy do schroniska Dobriła, które jest czynne i oferuje smaczny posiłek (m. in. zupa fasolowa i sałatka szopska). Gospodyni schroniska jest poliglotką - samoukiem - można się dogadać, ale w sprawach istotnych lepiej dysponować własnymi namiarami terenu. Po odpoczynku, idziemy dalej szlakiem czerwonym (od schroniska w górę) na nocleg w schronie na szczycie Ambaritsy 2166 m.n.p.m. (inaczej zwanej: Levski). Zajmuje nam to ok. 1.20 godz., jednak uwaga: schron może pomieścić max. 2 osoby (nazwaliśmy go metalową psią budą), w najbliższej okolicy nie ma wody (my przynieśliśmy kilka litrów, nabranych przy schronisku Dobriła, ze sobą w specjalnym worku - prysznicu), do tego jest to teren zupełnie otwarty, w razie burzy za bardzo nie ma się gdzie schować, więc jeśli nie mamy odpowiedniego ekwipunku, lepiej pozostać na nocleg w schronisku. Nam się udało - schron był wolny (więc nie musieliśmy rozbijać namiotu), burzy nie było, natomiast noc była zimna - ok. 0 stopni, za to romantyczny zachód i wschód słońca na szczycie i pasące się konie wynagrodziły wszelkie niewygody.
2. dzień: schron Ambaritsa (lub schronisko Dobriła - w zależności gdzie nocujemy) - szczyt Kupena (2169 m. n.p.m.), często nazywany Goliam Kupen - Zhaltets (2227 m.n.p.m, spotkałam się też z 2248 m.n.p.m.) - schron turystyczny Botev
całkowity czas przejścia: ok. 6 - 7 godz. od schronu Ambaritsa (7 - 8 godz. od schroniska Dobriła)
stopień trudności: dość trudny
W przewodnikach można napotkać na propozycję od schroniska Dobriła do schroniska Tyża (czyli od schronu Botew idziemy dalej, a trasa wydłuża się do ok. 12 godz.). Cała trasa wiedzie szlakiem czerwonym po odkrytym terenie grzbietowym (jest to fragment międzynarodowej trasy turystycznej E3). Rozpoczynamy od szczytu Ambaritsa (bądź od schroniska Dobriła - dojście do Ambaritsy - szlak czerwony - ok. 1.20 godz.). Idziemy przez ok. 1,30 godziny percią (szlak czerwony), krajobraz przypomina połoniny bieszczadzkie. Dochodzimy do przełęczy pod Kupeną, po prawej stronie mamy jedyne w tej części Centralnego Bałkanu jeziorko, służące stadom koni, owiec i krów jako wodopój. Od tego momentu zaczyna się najtrudniejszy fragment naszej trasy - podejście i zejście z Kupeny. Ta operacja zajmuje dobrze ponad godzinę. Początkowo ścieżka pnie się dość łagodnie do góry, ale już po chwili wchodzi w skałki i zaczynają się ubezpieczenia - metalowe liny. Wbrew pozorom nie jest tak źle, momentami dosyć wąsko, ale za to nie ma bezpośrednio przepaści. Na szczycie znajdziemy księgę wejść, schowaną w blaszanej skrytce, do której warto się wpisać; w jej aktualnym wydaniu byliśmy jedynymi „ wpisowymi” Polakami. Na zejściu również napotkamy fragmentami metalowe liny. Odcinek od zejścia z Kupeny do następnego szczytu Zhaltets zajmie nam ok. 2 godz. Wprawdzie wg mapy jest nieco krócej, ale w praktyce ten odcinek jest dosyć upierdliwy - prowadzi wąskim trawersem, a a perć jest dosyć mocno zarośnięta ostrymi krzewami ( radzimy mieć buty za kostkę, a nawet ochraniacze). Tu wtrącę ciekawostkę, w przewodniku "Bułgaria" (wyd. Bezdroża), szczyt Zhaltets jest tłumaczony jako Żyłtec i nie byłoby w tym nic oryginalnego gdyby nie fakt, że takiej nazwy nawet sam wujek google nie znajduje, po prostu jest to specyficzna wymowa w języku bułgarskim. Końcowy odcinek trasy, a więc od wspomnianego szczytu Zhaltets, przez szczyt Mlechnia chal do schronu pod Botevem zajmuje ok. 1,30 godz. Należy uważać aby pilnować się szlaku, a nie tyczek, które się tu pojawiają. Tyczki zazwyczaj wyznaczają trasy zimowe, zupełnie różne od letnich. W tej okolicy spotkaliśmy spore stada koni oraz pasterzy pilnujących krów i owiec. Jeśli mamy wątpliwości w którą stronę iść, a w pobliżu jest pasterz, zawsze warto zapytać - nawet na migi można się dogadać, wystarczy spytać o zasłon (czyli schron) Botev. W porównaniu do noclegu na Ambaritsy, schron pod Botevem to "luksusowy hotel". Aczkolwiek należy pamietać, że jest tu dosyć nieduża ilość miejsc noclegowych - na oko ok. 20. Można też rozbić namiot, albo skorzystać z dwóch dwuosobowych namiotów gospodarzy. My byliśmy bardzo mile zaskoczeni ciepłym prysznicem, można było także zamówić coś do jedzenia, w tym pyszną sałatkę szopską. Schron posiada swoisty klimat również dzięki zwierzętom: owczarkowi niemieckiemu i koniowi. Jeden z gazdów gra na wielu instrumentach, w tym staro bałkańskich.
3. dzień: schron Botev - szczyt Botev (2376 m.n.p.m.) - Rajskite Skali - schronisko Raj - schronisko Levski
całkowity czas przejścia: ok. 7 - 8 godz. , chociaż w praktyce można przyjąć 9 - 10 godz., ze względu na odpoczynki w schroniskach (nam zajęło 16 godz. ze względu na chwilę nieuwagi i marne znakowanie zeszliśmy na sam dół przez Koszmarę do Karlova - o 2.30 w nocy, ale o tym później)
stopień trudności: średni (nasz wariant "na krzywy ryj" do Karlova - trudny)
Od schronu pod Botevem, idziemy szlakiem czerwonym do góry. Dotarcie na najwyższy szczyt Centralnego Bałkanu - Boteva (2376 m. n.p.m.) zajmuje stąd ok. 40 minut. Ten odcinek prowadzi trawiastym zboczem, po drodze pokonujemy kilka zakosów i mijamy stada koni. Na szczycie znajduje się widoczna z daleka wieża telewizyjna, stacja meteorologiczna, niewielki schron turystyczny oraz oddział górskiej służby ratowniczej - całość raczej zaniedbana, co szpeci wyraźnie ten imponujący masyw. Nie wiem czy można dostać coś do jedzenia (raczej nie), ale na pewno można zamówić herbatę lub kawę. Ze szczytu rozciąga się znakomita panorama we wszystkich kierunkach, w tym, na drugi co do wysokości szczyt w Bałkanie w kierunku wschodnim – Goliam Kademlia (2275 m). Po odpoczynku i penetracji szczytu odnajdujemy szlak zielony (w razie kłopotów, można zapytać w schronie, w którą stronę się kierować), którym idziemy przez ok. 2 godz. do schroniska Raj. Należy pamiętać, że jest to szlak letni. Na początku schodzimy kamienistym zboczem, trzeba uważać na zsypujące się kamienie, po prawej stronie widoczny duży i gruby płat śniegu (podobno nigdy nie znikający, nawet w największe upały), z którego bierze początek Pryskałska Reka – ta sama, która spada jako wodospad Rajskie Pryskało w kierunku schroniska Raj. Następnie szlak wchodzi w ścieżką między skałami w ścisły rezerwat Rajskite Skali. Po drodze jest trochę ubezpieczeń w postaci metalowych lin i łańcuchów, ale gdy jest sucho nie ma większych trudności. Po lewej stronie mamy kolejne skały, po prawej i przed sobą widok na grzbiety Bałkanu Centralnego. Wkrótce, około 600 m w dole, z dość dużej odległości ukazuje się także schronisko Raj, mimo, że wydaje się, że to już blisko, dojście do schroniska zajmuje jeszcze ok. godziny. Już nieopodal schroniska, po lewej stronie, znajduje się dosyć słynny ze opisów i zdjęć, najwyższy wodospad (124,5 m.) nie tylko w Bułgarii ale i całych Bałkanach - Rajskie Pryskało. Z tym, że uwaga, jakież było nasze zdziwienie, że w czasie naszego pobytu - 19 lipca 2012 r., wodospad zrobił turystom psikusa i wysechł... Skupisko pionowych skał, wśród których wędrujemy to właśnie Rajskite Skali. Jest to teren licznie odwiedzany przez wspinaczy. O tym, że zdarzają się tu tragiczne wypadki świadczy budowa niewielkiej cerkiewki o charakterze wotywnym przez mieszkańca pobliskiej Tyży po tragicznej śmierci swego syna. Schronisko liczy 120 miejsc noclegowych. Uwaga: posiłek można tu dostać tylko do godz. 16:00. Nam się nie udało, więc trzeba było się zadowolić własnym suchym prowiantem. Po odpoczynku idziemy dalej, a właściwie cofamy się na chwilę w kierunku szlaku zielonego, przechodzimy obok kapliczki i rozglądamy się za szlakiem niebieskim prowadzącym do schroniska Lewski, szlak ten będzie towarzyszyć nam przez następne 2,30 godz. Po niecałych dwóch godzinach wędrówki trawiastym zboczem dochodzimy do charakterystycznego punktu: jest tu blaszany kierunkowskaz na schron Botev i schronisko Raj oraz płynie w tym miejscu niewielki potoczek, więc można chwilę odpocząć. Następnie idziemy ostro w górę pilnując szlaku niebieskiego, obok ruin schroniska, albo ruin po porządnym szałasie, na mapie nazwanego Baszmandra. Po dotarciu na wielką wyniosłą halę, spotkaliśmy wspaniałe stado owiec pilnowane przez same psy, ale ten widok na tle popołudniowego słońca zupełnie nas uśpił. Gdy wejdziemy na wspomnianą halę, Panowie i Panie UWAGA!. Nie idziemy w prawo - w kierunku widocznego Boteva, ani w lewo, tylko prosto ! Warto poświęcić czas na uważne odszukanie szlaku niebieskiego. My pod wpływem impulsu poszliśmy za tyczkami w lewo, no bo skoro były tyczki to wydawało się, że prowadzą w kierunku schroniska. Tyczki wyprowadziły nas na stromą górę (całe szczęście stoki były obok licznych progów skalnych dosyć trawiaste, ale kąt nachylenia bardzo duży), jak się później okazało zwaną Koszmara - 2017 m. n.p.m. Zaczęło się ściemniać, tyczki gdzieś zniknęły... Dalej trzeba było dość ostro i mocno na czuja trawersować - co ciekawe z góry widzieliśmy światła Plovdiv, jakby zawieszone na tle czarnego nieba. Muszę przyznać, że miałam wszystkiego dosyć, nogi odmawiały mi posłuszeństwa i najchętniej zasnęłabym na tym stoku (co pewnie skończyłoby się sturlaniem, albo wolnym lotem na dół). Całe szczęście mój towarzysz niedoli zachował zimną krew i jakoś mnie przekonał do dalszego schodzenia. Następnie weszliśmy kawałek w las, sprawdzić, czy być może nie ma jakiejś ścieżyny i eureka pojawił się szlak niebieski (oczywiście nie nasz planowany do Levskiego tylko inny zejściowy do Karlova). Odnośnie tego szlaku - po prostu brak słów, jeden wielki koszmar. Szlak właściwie nie wytyczony, a z rzadka namalowane znaczki prowadziły na łubudu po lesie, cały czas w dół, do tego po stromych i śliskich kamieniach i skałach. W końcu dotarliśmy do pierwszego "ogrodu oliwnego" na obrzeżach Karlova, szliśmy wzdłuż siatki i po niedługiej chwili dotarliśmy do źródełka - wodopoju (na Bałkanach to częste zjawisko). Piliśmy tą wspaniałą wodę z czym się dało: kawą rozpuszczalną, magnezem, wapniem, oranżadą w proszku. W sumie po jakieś dwa litry na głowę, ale nic nam po tym nie było. Całe szczęście, że w Karlovie był hotel całodobowy więc po godz. 3:00 w nocy udało się jeszcze dostać nocleg i kilka godzin przespać. Ktoś powie, że hotelowi z nas ludzie… Otóż są takie momenty i takie zmęczenie, że spanie na wypalonych trawach i chaszczach, bez wody i w stanie kompletnego zasolenia byłoby jedną męczarnią. A tak, wykąpani, po kilku godz. snu mogliśmy ruszać żwawo dalej…
Galeria zdjęć Centralny Bałkan
(kliknij na poniższe zdjęcia aby przejść do galerii)
Sopot - wyciąg krzesełkowy - schronisko Niezabrawka (w lipcu 2012 nieczynne) - schronisko Dobrila - szczyt (na szczycie schron) Levski 2166 m.n.p.m. (zwany też Ambaritsa)
schron Ambaritsa - szczyt Goliam Kupen (2169 m. n.p.m.) - Zhaltets (2227 m.n.p.m) - schron turystyczny Botev
schron Botev - szczyt Botev (2376 m.n.p.m.) - Rajskite Skali - schronisko Raj - Karlovo
Dojazd:
Połączenie z Polski do Sofii zostało opisane przy paśmie Riła - info praktyczne. Jednakże należy dodać kilka aktualnych informacji. Wg stanu na 2012 rok, lepiej jechać z Żyliny do Koszyc, z Koszyc do Budapesztu, z Budapesztu do Belgradu, z Belgradu do Sofii. Koszt biletu z Żyliny do Dimitrovgradu w ramach systemu City Star ZS wynosi 153 Euro na dwie osoby, w obie strony (my, w drodze "tam" bilet wykorzystaliśmy tylko do Niszu, ale o tym poniżej). Warto tak wybrać połączenie, aby w Koszycach mieć parę godzin wolnego czasu na zwiedzanie. Jest to naprawdę bardzo ładne miasto, bogate w wiele zabytków (centrum to największy zabytkowy zespół miejski na Słowacji); od dworca kolejowego do starego miasta jest zaledwie 10 min. drogi. Oglądać możemy kolejno pałac Jakaba Arpada w stylu neogotyckim, czynną synagogę i reszcie monumentalną, choć z 1380, to w ciągłej budowie(!) – katedrę św. Elżbiety. Od północnej strony kościoła zwraca uwagę XIV – wieczna dzwonnica zwana Wieżą Urbana. Nieopodal w centrum rynku stoi ciekawa fontanna, z której woda tryska w rytm muzyki wygrywanej o równej godzinie przez kuranty dzwonowe. Za fontanną stoi charakterystyczny dla czasów C.K. Teatr im. Janka Borodacza. Dalsze zwiedzanie i propozycje kulinarne proponuję zapoznać z przewodnikiem wyd. Bezdroża: „ Słowacja. Karpackie serce Europy”, z którego zaczerpnąłem część informacji do tego opisu. Dodam, iż w drodze powrotnej nie omieszkaliśmy zatrzymać się na nocleg w Koszycach. Zamiast tłuc się pociągami z przesiadkami (o północy do Żyliny) zatrzymaliśmy się w hotelu kolejowym ( w lewo, niedaleko dworca) za 15 euro.
Poniżej wybrane zdjęcia z Koszyc:
Połączenie Belgrad - Sofia wymaga szerszego komentarza. Według oficjalnego rozkładu, z Belgradu do Sofii kursują 2 pociągi na dobę. Rozkład w języku angielskim można znaleźć tu: http://w3.srbrail.rs/zsredvoznje/?lang=en. Jednakże, na miejscu okazało się, że pociąg poranny z niewiadomych przyczyn nie kursuje. Następny, czytaj: jedyny – 21.30... Zdecydowaliśmy się więc na pociąg lokalny do Niszu, który odjeżdżał o 7.15. Zawsze to dużo bliżej do granicy z Bułgarią. Pociąg ów okazał się obrazem nędzy i rozpaczy. Wszystko było zniszczone, duszno, gorąco (35 st. C. w cieniu) i śmierdząco, z jakąś dziurą w haźlu. Niecałe 250 km jechaliśmy przez ok. 6 godz. Swoją drogą Serbowie to okropni śmieciarze; wyrzucają wszystko gdzie popadnie i plują (często słonecznik lub banię) gdzie popadnie. W Niszu wyruszyliśmy na poszukiwania dworca autobusowego, który okazał się być na drugim końcu miasta, co warto wiedzieć i ewentualnie wsiąść taksówkę, które na Bałkanach nie są specjalnie drogie. Z drugiej strony, pomimo ciężkich plecaków i upału warto przejść głównymi arteriami miasta. Widać, że jest to najważniejsze miasto południa Serbii, jedno z najstarszych na Bałkanach, otoczone z trzech stron górami, za to w żyznej dolinie nad rzeką Niszawą. To, co zdążyliśmy zobaczyć (przyznajemy, na jednej nodze) z zabytków, to potężna twierdza turecka z XVIII wieku, wraz z Bramą Istanbul w stylu otomańskim, turecki arsenał, chroniące słabnące Imperium przed wojskami chrześcijańskimi na przedpolu masywu Bałkanów. Nie zdążyliśmy dotrzeć do meczetu Bali – Bega z XVI wieku, Pałacu Królewskiego, przyjrzeć się bliżej kamienicom, w tym Domu Stambolijskich. Bilet autobusowy z Niszu do Sofii kosztuje 1350 dinarów - niecałe 50 zł, autobus odjeżdża o 16:00 (w Sofii jesteśmy ok. 21:30). Przy zakupie biletu trzeba okazać paszport i płacić można tylko w dinarach. Warto wiedzieć, że nieopodal dworca autobusowego jest kantor czynny do godz. 17:00. Sama trasa, choć w skraplającym nas ogromnym upale jest atrakcyjna widokowo; po prawej dominuje serbska część Gór Bałkańskich aż po najwyższy Midżor (2169 m.) już na granicy z Bułgarią, po prawej towarzyszy nam stara trasa kolejowa 3 x B, tj. Berlin – Belgrad – Bagdad przez Konstantynopol, całość poprzecinana jest licznymi tunelami. Dobrym punktem wypadowym w Centralny Bałkan jest miejscowość Sopot. Ale w jednym dniu, już nie było szans tam dotrzeć, więc zarezerwowaliśmy nocleg w Zlaticy, w hotelu Antique http://hotel-antique.com/, nocleg 48 zł od osoby, ale po ponad dwóch dniach podróży mały luksus się należał. Jak tam dojechać w godzinach nocnych? W Sofii po godzinnej (na szczęście) przerwie przesiadamy się na zatłoczony wakacyjny pociąg do Burgas, oczywiście z naszą wysiadką w Zlaticy. I tutaj mała uwaga: przewodniki z lekką ręką podają, że dworzec kolejowy znajduje się w Zlaticy na zachód od centrum. I tyle. Tymczasem jest to z 5 km, w zupełnym mroku, więc bez pomocy mieszkańców (a było po północy) dotarlibyśmy do hotelu o jakieś wariackiej godzinie. Ze Zlaticy do Sopotu (ok. 40 km) jedzie autobus ok. 15:00 (o pociągu nie ma co marzyć; jeżdżą tylko wcześnie rano i późnym wieczorem), trzeba dokładnie dopytać miejscowych co gdzie i jak (brak rozkładu jazdy). Wobec różnych zdań u napotkanych mieszkańców, poszliśmy do następnego miasteczka - Pirdop (ok. 3-4 km) licząc po drodze na stopa. Ciekawa rzecz znana i u nas: Pirdop i Zlatica za komuny były sztucznie połączone i nazywały się Srednogorie. W Pirdopie znów dziwna sytuacja, gdyż handlarki warzywami powiedziały nam, że mamy stać tu i tu ok. 16:00, w miejscu gdzie, stały gęsto zaparkowane samochody i, że jak będzie przejeżdżać autobus, machnąć. Inni miejscowi twierdzili, że nie tylko stąd, ale w ogóle dziś już nic nie pojedzie! Zatem zdecydowaliśmy zaryzykować i stanąć na środku drogi powyżej parkujących. I faktycznie po chwili, autobus jechał i nas z tej jezdni zabrał. Uff… To doświadczenie przydało nam się za chwilę w Rodopach.
Poniżej wybrane zdjęcia z podróży - Nisz - Sofia - Zlatitsa - Belgrad - Budapeszt - Mateszalka - Zilina - Zwardoń
Nocleg:
Najlepsze miejscowości wypadowe w Centralnym Bałkanie, od południa gór, to Sopot i Karlowo. Są to miejscowości turystyczne i raczej nie ma problemu ze znalezieniem noclegu lub rozbiciem namiotu. Wysokogórskie noclegi w Centralnym Bałkanie zaproponowaliśmy przy opisie tras. W samych górach jest dosyć gęsta sieć schronisk, ale uwaga, niektóre z nich mogą być nieczynne. W schroniskach panują nieco odmienne zwyczaje niż u nas, przykładowo posiłki można zamawiać do godz. 16:00. Ale to zależy od liczby w nich nocujących turystów i „swoich”. Teraz kilka zdań o miejscowościach Sopot i Karlowo. Sopot to pięknie położona miejscowość u stóp Centralnej Płaniny i na obrzeżach Niziny Karlowskoto Pole, w tzw. Dolinie Róż w ciepłym klimacie. Cała tą niziny, aż po Płowdiw, widać z grani Starej Płaniny. Sopot jest miejscem urodzenia narodowego wieszcza Bułgarów, Iwana Wazowa. Najbardziej znanym jego dziełem jest epopeja „Pod Jarzmem”, opisująca życie Sopotu podczas powstania antytureckiego 1665 r., a właściwie mniszek z tutejszego metohu Bogurodzicy, położonego obok XV – wiecznej kaplicy, gdzie ukrywały powstańców. Co ciekawe, wyżej, w monastyrze św. Spasa, w drodze do wyciągu, święcenia diakońskie przyjął późniejszy bohater narodowy Wasil Lewski, urodzony w Karlowie. W centrum znajduje się malownicza stara część Sopotu z wąskimi uliczkami, malowniczymi domami w stylu odrodzeniowym i niezliczonymi mechanami i pensjonatami, pełnymi zagranicznych gości...
Poniżej zdjęcia z Sopotu:
Karlowo – „to drugi obok Kazanłyku ośrodek produkcji oleju różanego w Bułgarii. Każdego roku, w pierwszą sobotę czerwca, obchodzone jest tu święto róży. Święto rozpoczyna się tradycyjnym zbiorem płatków róży na podkarłowskich polach. Dalszy ciąg uroczystości odbywa się w centrum miasteczka. Całej imprezie towarzyszą śpiewy i konkursy na królową róż, tańce zespołów folklorystycznych oraz koncerty. Mimo wielkiego pożaru (1877r.), który strawił znaczną część miasta, zachowała się tu mała starówka z epoki odrodzenia. Najznamienitszym obywatelem Karlowa był Wasil Lewski. „Apostoł wolności”, jak zwykli ponazywać Bułgarzy, przyszedł na świat 18 lipca 1837 roku, i co roku dzień urodzin tego narodowego bohatera, poległego z rąk Turków, świętowany jest w mieście bardzo uroczyście. W kaplicy, nieopodal jego muzeum złożone są jego kości. Nad miastem góruje pomnik Lewskiego, kroczącego z pistoletem w dłoni z lwem u boku (lew to symbol Bułgarii). Spośród miejskiej architektury sakralnej wyróżnia się cerkiew św. Mikołaja i cerkiew Bogurodzicy, w której na centralnym miejscu wisi obraz upamiętniający wyświęcenie Wasila Lewskiego na diakona (wiekszość informacji ukradliśmy z wydawnictwa carta blanca).
Poniżej zdjęcia z Karlowa:
Propozycja dla zmotoryzowanych:
Jeśli ktoś korzysta z prywatnego samochodu i ma więcej czasu na zwiedzanie (z tutejszej tzw. komunikacji radzę bez potrzeby nie korzystać, brak rozkładu jazdy, poza większymi miejscowościami, skutecznie utrudnia poruszanie się na większe odległości), warto zjechać z drogi Sofia - Ruse, na wysokości Jablanicy, na wschód i zwiedzić kolejno: Monaster Głożeński, miejscowość Tetewen i dojechać do kurortu górskiego Ribarica. Stąd ruszyć z plecakiem do rezerwatu Kozia Ściana (ok. 2 godz. podejścia), tu można skorzystać z całorocznego schroniska, by wyruszyć na atrakcyjną, graniową wycieczkę na szczyt Weżen (2198 m. n.p.m.). Swoją drogą, udało nam się oglądać go we wspaniałych okolicznościach zachodu i wschodu słońca ze szczytu Ambaritsa, czyli z drugiej strony wyniosłej i pokręconej Przełęczy Trojańskiej. Wracając do Ribaricy, co zajmie 3-4 godziny, warto odwiedzić Trojan i Monaster Trojański, a następnie wśród niesamowitych serpentyn ruszyć na południe do drogi Zlatica - Sopot. A z Sopotu podaliśmy juz własne, sprawdzone warianty po najwyższym Środkowym Bałkanie.
Przewodniki i mapy po terenie::
Spośród przewodników najważniejszą pozycję zajmuje przewodnik wyd. Bezdroża „Bułgaria. Pejzaż słońcem pisany”, autorstwa Roberta Sendka. Opisy Starej Płaniny znajdziemy tutaj w rozdziale „Brzegi Dunaju” (trochę dziwne umiejscowienie tego łańcucha górskiego), natomiast opis miejscowości u podnóża gór znajduje się w rozdziale „Dolina Róż”.
Przydatnymi przewodnikami, ale bardziej dla „samochodowiczów” są :
Są dwie mapy bułgarskie:
Również Serbowie wydali mapę po starej Płaninie, nawet na lepszym papierze oraz w alfabecie łacińskim, jednak trzeba uważać! Jest to mapa dotycząca serbskiej części tego b. długiego łańcucha o raz pogranicza z Bułgarią. Podaję namiary mapy (kto wie, może za jakiś czas z mapy tej skorzystam „na gorąco”.): „Stara Planina. Nature Park Prirode”,wyd. Geokarta, skala – 1:50000.,wyd.II 2008.
Opis wydarzeń od Karlowa przez Płowdiw, Asenowgrad, Pamporowo i dalej w Rodopy Zachodnie podamy pod hasłem Rodopy